Gruzja Wardzia Krzysztof Matys Travel

piątek, 30 maja 2014

Gdzie leży Gruzja, w Europie czy w Azji?

Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest oczywista. Istnieje kilka wariantów. Dyskusja trwa od ponad stu lat. Co kraj, to inna tradycja geograficzna. Więcej o tym w artykule: Gruzja - Europa czy Azja?

W Polsce dzieci uczą się, że to już Azja. Ale dlaczego?! Skoro na odcinku wschodnim, czyli na Uralu, granica między kontynentami wyznaczona została środkiem gór (pasmem wododziałowym), to logiczne byłoby, żeby identycznie uczynić na Kaukazie. Tymczasem zrobiono inaczej. Granicę pociągnięto na północ od Kaukazu, tym samym całe pasmo górskie sadowiąc już w Azji.

Szchara, najwyższa góra Gruzji
 
Naturalną granicą jest główne pasmo wododziałowe. Turyści odwiedzający Gruzję znają je ze szczególnie malowniczej Gruzińskiej Drogi Wojennej. Zobacz artykuł na ten temat: Przełęcz Krzyżowa.

Oto najczęściej spotykane warianty wykreślenia granicy pomiędzy kontynentami na przesmyku oddzielającym Morze Czarne od Kaspijskiego:

  • Pasmem Wielkiego Kaukazu – w ten sposób tylko mała, północna część Gruzji leżałaby w Europie. Do Europy należałoby np. wszystko to, co na północ od Przełęczy Krzyżowej – miasteczko Stepancminda (dawniej Kazbegi) słynna ze zdjęć cerkiew Cminda Sameba (XIV wiek) oraz góra Kazbek – drugi co do wielkości szczyt Gruzji – 5047 m n.p.m.
  • Obniżeniem tektonicznym między Wielkim i Małym Kaukazem – wzdłuż rzek Rioni i Mtkwari (Kury) lub wzdłuż grzbietu Małego Kaukazu i dalej wzdłuż rzek Araks i Mtkwari. W jednym i drugim wariancie połowa Gruzji byłaby w Europie.
  • Wzdłuż dawnej południowej granicy ZSRR z Turcją i Iranem. W tym ujęciu trzy państwa Południowego Kaukazu: Gruzja, Armenia i Azerbejdżan w całości byłyby w Europie!
  • Jadąc z Tbilisi do Batumi przekraczamy Przełęcz Suramską. W miejscu tym przebiega umowna granica między wschodnią i zachodnią częścią kraju. Wschód ze stolicą w Tbilisi, to Azja i idące stamtąd wpływy kulturowe. Zachód to starożytna Kolchida, należąca do cywilizacji śródziemnomorskiej. Różnice widać w typie urody. W zachodniej części ludzi są wyżsi, o jaśniejszej cerze, nawet niebieskoocy. Na wschodzi bardziej krępi i o ciemniejszej karnacji.
Zatem jeśli chodzi o granicę geograficzną, to mamy galimatias. W jednym z wariantów całe terytorium Gruzji znajduje się w Azji. W innym cała Gruzja leży w Europie. Są też i takie, w których obszar kraju podzielony jest pomiędzy dwa kontynenty.

Zobacz nasz film z Gruzji.

Przed budynkiem Parlamentu powiewają flagi Gruzji i Unii Europejskiej
Skoro nie wiemy, gdzie tak naprawdę jest granica między kontynentami, to trudno też przesądzić jaki jest najwyższy szczyt Europy. W Polsce za oczywistość przyjmujemy, że Mont Blanc (4811 m). Ale jeśli granica przebiegałaby tak, że chociaż północne krańce Gruzji należałyby do Europy, to najwyższym szczytem kontynentu byłby Elbrus, który ma 5642 m! Elbrus leży dziś na terytorium Federacji Rosyjskiej,  ale od Mont Blanc wyższe są również dwie gruzińskie góry: Szchara (5068) i Kazbek (5047).

Rozważania te nie mają wyłącznie czysto teoretycznej natury. Konsekwencje przynależności do takiego bądź innego kontynentu widać przynajmniej w kilku obszarach. W przypadku turystów choćby w kwestii ubezpieczenia. Firmy ubezpieczeniowe zaliczają Gruzję do Azji, dlatego też wybierając się tam za asekurację musimy zapłacić więcej, niż w przypadku Europy. Biuro podróży organizujące wycieczki do Gruzji musi mieć licencję (wpis do rejestru organizatorów i gwarancję) na cały świat, bo ta na Europę nie wystarczy.

Oczywiście, zupełnie inną sprawą są granice kulturowe, cywilizacyjne i historyczne. Ważne przecież jest to, w jaki sposób postrzegają siebie sami Gruzini. Wydaje się, że w olbrzymiej większości identyfikują się z Europą, a strategicznym celem od lat jest wstąpienie do Unii Europejskiej. Dlatego przy budynkach rządowych, a nawet przed posterunkami policji, obok flagi gruzińskiej wiszą również flagi unijne. Tak wyraźna linia polityczna wyznaczona została w czasach rządów Saakaszwilego. Obywatele Gruzji w referendum zaakceptowali jednoznacznie prozachodni kierunek. Według badań opinii publicznej z 2013 r. aż 85 proc. Gruzinów popierało integrację z Unią Europejską (z NATO 81 proc.).

W tym obszarze Gruzja wraca do dawnych tradycji. W okresie antyku wschodnie wybrzeże Morza Czarnego było częścią cywilizacji śródziemnomorskiej. Tu sięgały wpływy starożytnej Grecji i Rzymu. To tu znajdowała się Kolchida, cel wyprawy Argonautów. Z Kaukazu pochodzi też grecki mit o Prometeuszu.

Już na początku IV wieku chrześcijaństwo stało się religią państwową wschodniej Gruzji. W ten sposób dokonano tu cywilizacyjnego wyboru. Kiedy król Mcchety, Mirian, za namową Nino (późniejszej świętej, równej apostołom) ochrzcił swój kraj, to na wieki związał swój naród z Europą.
Okres średniowiecza, od XI do XII wieku, to złote wieki Gruzji. To czasy wybitnych władców (Dawida IV Budowniczego i Tamar) oraz wspaniały okres rozwoju kultury. Zakładano uniwersytety i wysyłano młodzież na stypendia z królewskiej kiesy. W „Witeziu w tygrysiej skórze” Szoty Rustawelego, największym dziele ówczesnej literatury, doszukuje się źródeł europejskiego renesansu! Pod tym względem Gruzja na pewno była częścią Europy.

Gonio obok Batumi, domniemany grób apostoła Macieja
Południowy Kaukaz znalazł się poza kręgiem kultury europejskiej w XVII i XVIII wieku. Kraj w bardzo trudnej sytuacji, tracący państwowość, rozbity na dziesiątki malutkich księstw, pauperyzował się i ulegał destrukcji. Poddany serii perskich najazdów, w końcu legł w gruzach. Na tak przygotowany teren, z początkiem XIX wieku weszła Rosja, tworząc tu jedną ze swoich kolonii. Nastał czas okupacji, wyzysku i prześladowań.

Ale z drugiej strony, dzięki Moskwie do Gruzji na powrót zawitały europejskie trendy. Cywilne szkolnictwo, przemysł, kolej. Synowie szlacheccy kształcili się na rosyjskich uniwersytetach i robili kariery w rosyjskim wojsku. Najlepszym przykładem jest książę Aleksander Czawczawadze, poeta i tłumacz, twórca gruzińskiego romantyzmu, a jednocześnie generał armii carskiej. Jego pałacyk-muzeum w Kachetii jest dziś miejscem, w którym pokazujemy wycieczkom jak zachodnie motywy, poprzez Rosję, trafiały do Gruzji.

A dziś? Dla mnie to Europa! Z zapachem Orientu, z wyraźną nutką oryginalności. Świeża, ciekawa, niezepsuta nadmiarem turystów i dziesięcioleciami dobrobytu. Kusząca. Gościnna i bezpieczna.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

środa, 28 maja 2014

Gruzja – ojczyzna wina


Żeby napić się dobrego, prawdziwego gruzińskiego wina, trzeba pojechać do Gruzji. Wejść do odpowiedniej restauracji i zamówić tetri, czyli „białe”. Podadzą nam je w dzbanie. Liczone jest tu na litry, nie na butelki. Zresztą butelek to wino na oczy nie widziało. I dobrze! Dzięki temu nie dodano do niego związków siarki. Jest czyste i zdrowe. Lata temu Gruzin mnie uczył – Jeśli wypijesz wieczorem cały dzban i na drugi dzień głowa nie boli, to piłeś dobre wino. Jeśli boli, to nie tykaj tego nigdy więcej.

W tej winnicy nadal wytwarzają wino w glinianych kwewri.
Odwiedź ją w trakcie wycieczki Gruzja - szlakiem wina.

W czym jest sekret? W technologii produkcji. Tetri, to wino, które wytwarzają tu od tysięcy (!) lat. W niezmieniony sposób. O sukcesie decyduje natura.

Tetri, białe wino w dzbanie
Zebrane winogrona miażdży się w dużych, drewnianych korytach wydrążonych z jednego pnia. Sok razem z pestkami, skórkami i szypułkami spływa do zakopanych w ziemi kwewri (kvevri), czyli dużych, glinianych dzbanów. Tam, najpierw przez 7-10 dni zachodzi fermentacja alkoholowa. Kwewri wypełnia się tylko w dwóch trzecich, ponieważ wytłoczyny, zwane tu czaczą, wypływają na wierzch. Pracując, podnoszą się. Kilka razy dziennie trzeba je ponownie zatapiać. Po tym, pierwszym okresie, fermentacja alkoholowa przechodzi w jabłkowo-mlekową. Cięższe elementy opadają na dno. Jako pierwsze pestki. Dla nich przeznaczony jest wąski, niewielki koniuszek dzbana. W dalszej kolejności opadają skórki, kiście i martwe kultury grzybowe. Tworzą płaszcz odgradzający niebezpieczne dla wina pestki od dojrzewającego płynu. Po ustaniu fazy jabłkowo-mlekowej kwewri jest szczelnie zamykane. Przykrywa się je dekielkiem, kiedyś było kamienne, dziś najczęściej szklane.
Zobacz nasz film z Gruzji.

Wino nad osadem czaczy dojrzewa przez całą zimę. W tym czasie wyciąga z wytłoczyn to, co najlepsze – bardzo dużą ilość związków, które budują jego wartość. Tak wytworzone wino ma sporo polifenoli, które decydują o zdrowotnych właściwościach trunku. Gruzińskie tetri, a więc wino białe, ma ich tyle, co zachodnie wino czerwone. W tetri jest od 6 do 7 razy więcej polifenoli niż w europejskim winie białym!

Wiosną wino przelewa się do czystego kwewri, a po miesiącu czynność tę się powtarza. W ten sposób trunek klaruje się w naturalny sposób, najcięższe elementy opadają na dno dużego glinianego zbiornika. Dlatego tradycyjne gruzińskie wino nie wymaga filtrowania.

Supra wg Niko Pirosmaniszwilego

W ten sposób wytworzony trunek, dzięki dużej zawartości naturalnych konserwantów (polifenoli) może być przez lata przechowywany bez dodatku siarczanów. Gliniane dzbany zakopane w ziemi zapewniają stałą temperaturę w granicy 12 – 15 stopni. Wino przetrwa tu i 50 lat.

Kiedy jest potrzebne, podnosi się przykrywkę zbiornika i przy pomocy czerpaka zrobionego z tykwy nalewa do dzbanów. I tak trafia na stół.

Opisana wyżej metoda jest klasycznym sposobem, właściwym Kachetii (centrum gruzińskiego winiarstwa). Jest to jednocześnie najstarsza znana światu i nadal praktykowana technologia wyrobu wina. Oczywiście istnieją jej różne lokalne warianty. Dziś również w części zautomatyzowane, w których winogrona miażdży się za pomocą mechanicznych młynków. Są też metody, w których do fermentującego soku dodaje się ledwie części wytłoczyn, albo takie, w których czaczę oddziela się od wina trochę wcześniej.

Marani, czyli tradycyjna piwnica z winem. W podłodze wlewy do kwewri
Wszystko to nie zmienia faktu, że tym tradycyjnym, typowym gruzińskim winem jest wino białe. Wytwarzane w glinianych kwewri. Z duża zawartością polifenoli. Niefiltrowane. O specyficznym i bogatym smaku. I ciemniejszej barwie, od słomkowej po niemal pomarańczową.

Na potrzeby rynku zewnętrznego wina produkowane są zupełnie inaczej. W Kachetii namnożyło się włoskich linii technologicznych i wielkich aluminiowych zbiorników. W tych wytwórniach robi się wina reduktywne, odpowiadające gustom Zachodu. Siarkuje się, butelkuje i wysyła na eksport. Wytwarza się tu również wina czerwone, które do XIX wieku nie były tu masowo produkowane. Dopiero pojawienie się chłonnego rynku rosyjskiego sprawiło, że kilku gruzińskich arystokratów rozpoczęło produkcję wina czerwonego. Przodował w tym Aleksander Czawczawadze, który ściągnął do Kachetii specjalistów z Francji. Dziś turyści odwiedzają jego pałacyk-muzeum w Cinandali (Tsinandali) i próbują tamtejszych trunków.

Saperawi
Mały poradnik dla osób, które w Polsce szukają gruzińskiego czerwonego wina. Nie jest to sprawa łatwa (szczególnie jak się zna rewelacyjny smak trunków dostępnych w Gruzji), ale:

Wino wytrawne, godne polecenia to Mukuzani - trunek ze szczepu saperawi po 2 latach dojrzewania w dębowej beczce. Mocne, ciężkie, do dobrego jedzenia. Oryginalne w smaku. Saperawi jest endemicznym gruzińskim szczepem. To właśnie jego dodatek stanowi o wyjątkowości mołdawskiego wina Negru de Purcari - od lat zamawiane na stół królowej brytyjskiej. (Więcej o winiarstwie mołdawskim.) Uwaga! Różnie może się trafić. Dwa razy kupiłem w Polsce Muzukani nieznanych producentów i dwa razy wylałem. Nie miało nic wspólnego ze znanym mi prawdziwym winem. Było też zastanawiająco tanie: 23 zł za butelkę! Tymczasem Mukuzani  w Gruzji kosztuje ok. 25 GEL, czyli 50 zł.

Wino łagodniejsze – Kvanchkhara. Polecam miłośnikom win lekko słodkich, łagodnych, delikatnych. Cena? Od porządnego wytwórcy ok. 70 zł za butelkę.

Tamada wznosi toast
Wino w Gruzji to coś więcej niż alkohol. To styl życia i filozofia. Wino jest drugą krwią Gruzina. Wokół niego powstał piękny i absolutnie wyjątkowy obyczaj supry, z tamadą wygłaszającym toasty. Więcej na ten temat w artykule „Supra – zabawa w gruzińskim stylu”.

Dużym szacunkiem cieszy się sama winorośl. Popatrzcie na krzyż św. Nino, jeden z ważnych symboli Gruzji. Zrobiony jest z pędów winorośli. Dlatego jest taki powyginany, z opuszczonymi ramionami.

Wino i Gruzja to jedno. Wytwarza się je przynajmniej od 7 tysięcy lat! Południowy Kaukaz jest ojczyzną wina. Tu udomowiono winogrona. Więcej na ten temat na blogu Gruzja – Armenia. Słowa na określenie wina w europejskich językach najprawdopodobniej pochodzą z języka gruzińskiego, w którym trunek ów to po prostu gwino.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys.


poniedziałek, 26 maja 2014

Batumi. Pogoda, hotele, plaża i inne atrakcje

Gruziński kurort nad Morzem Czarnym. Trzecie co do wielkości miasto kraju (po Tbilisi i Kutaisi), około 200 tys. mieszkańców. Jest stolicą Autonomicznej Republiki Adżarii.

W Polsce rozsławione pół wieku temu przez Filipinki, a ostatnio przypomniane przez Natalię Lesz. (Uznanie dla mądrej polityki promocyjnej prowadzonej przez ekipę Saakaszwilego!). Zobacz teledysk i posłuchaj piosenki.

Batumi, stara postradziecka architektura i nowoczesność

Od kilku lat regularnie odwiedzam to miasto. Zaczynam od weekendu majowego, kończę na początku października. Robimy wiele wycieczek objazdowych, Batumi jest w ich programie. Turyści koniecznie chcą tu przyjechać i trudno im się dziwić, bo sława kurortu jest wielka. Mam jednak nieodparte wrażenie, że dość często mają o Batumi wyobrażenie niezupełnie odpowiadające rzeczywistości.
Zobacz nasz film z Gruzji.

Skąd się wzięło? Z czasów PRL. Wtedy gruzińskie wybrzeże było szczytem egzotyki. Kto z Polaków miał możliwość podróżowania w bardziej odległe regiony? Niewielu. Dlatego batumski Ogród Botaniczny urósł do miana czegoś w rodzaju cudu natury, a plaże nad Morzem Czarnym stały się obiektem wakacyjnych marzeń.

Po 25 latach nowej rzeczywistości, kiedy Polacy rozjeździli się po całym świecie, nie robi na nas już tak dużego wrażenia ani subtropikalna roślinność, ani kamieniste plaże kurortu.

Plaża w Batumi
Oczywiście, nie mam zamiaru przekonywać, że do Batumi jechać nie warto. Warto! I to bardzo. Ale może z nieco innych powodów.

Kilka faktów.

Plaże w Batumi są kamieniste. Kamienie spore, raczej brukowce niż żwirek. W okolicach można znaleźć ładniejsze miejsca. Na południe, pod samą granicą z Turcją, w okolicach odwiedzanej przez turystów twierdzy Gonio (znajduje się tam domniemany grób apostoła Macieja oraz niewielki, ale ciekawe muzeum). Na północy, w miejscowości Kobuleti są fajne, piaszczyste plaże – latem jest tu znacznie więcej turystów niż w Batumi. Przyjeżdżają samochodami z Armenii, Azerbejdżanu, Rosji i Ukrainy. Widziałem nawet rejestracje białoruskie! To niewielki kurort, w czasie słonecznej pogody bywa bardzo zatłoczony. Nie ma tu dużych hoteli, dominują kwatery prywatne i małe pensjonaty. Jeszcze dalej na północ są słynne plaże Ureki – całe czarne, pokryte wulkanicznym pyłem. Podobno mają właściwości lecznicze, dlatego w lipcu i sierpniu wypoczywają tu gruzińskie rodziny z dziećmi.

Pogoda jest zmienna. Niestabilna. W okolicach Batumi góry schodzą prosto do ciepłego morza. Klimat subtropikalny i subtropikalne opady. Latem jest deszczowo. W czerwcu pamiętam takie ulewy, że pędząca ulicami miasta woda wpływa do sklepów i restauracji w centrum Batumi. Należy liczyć się z pogodą w kratkę, raz słońce, raz deszcz. Tak często pada tylko w tej okolicy. Już w oddalonym o 2 godz. jazdy Kutaisi jest znacznie bardziej słonecznie. Im dalej od morza, tym mniej deszczu.

Batumi nocą jest bardzo ładnie iluminowane
Popularność kurortu jest więc dość względna. Niezależnie od tego, co przeczytacie w różnych przewodnikach czy artykułach, prawda jest taka, że nawet w lipcu i sierpniu bywa tam pustawo. Ze względu na pogodę i plaże właśnie. Jeśli jest słonecznie, turyści dopisują. Gdy deszczowo, kurort pustoszeje. W zeszłym roku latem hotelarze bardzo narzekali. W szczycie sezonu obiekty świeciły pustkami. Sami Gruzini, jeśli ich na to stać, wolą pojechać do Turcji.

Lubię Batumi. Obserwuję je od lat. Zmienia się w rekordowym tempie. Jeszcze pięć lat temu, to była ruina. Piękne kamienice z końca XIX wieku, nieremontowane przez cały okres ZSRR, dobite zostały przez kolejne lata rządów lokalnego dyktatora, Asłana Abaszydze. Dopiero po gruzińskiej rewolucji róż, wiosną 2004 r. udało się Saakaszwilemu przejąć kontrolę nad niezależną do tej pory Adżarią. Gruzja zainwestowała tu spore pieniądze i masę energii. Miasto z roku, na rok pięknieje. Niektóre kwartały przypominają już najznamienitsze europejskie kurorty. Podobnie jak w Tbilisi, tak i tu, powstaje nowoczesna, fascynująca architektura. To naprawdę robi wrażenie! Niektóre budynki to perełki, chcielibyśmy mieć takie w Polsce.

Lubię też stare ulice Batumi. Piękne, secesyjne i eklektyczne kamienice (świadectwo bogactwa miasta sprzed ponad 100 lat). Te odremontowane i te mocno podniszczone. Mają klimat. Kiedy jestem w Batumi z grupą turystów i mamy kilka godzin wolnego na plażę, uciekam w te obszary. Włóczę się, oglądam. Piękne, wyjątkowe miejsca.

Autor na plaży w Batumi, sierpień 2012
Batumi jest trochę tureckie. Adżaria długo był pod kontrolą Stambułu. Wielu mieszkańców wyznaje islam – w chrześcijańskiej Gruzji to ewenement. Różni się nieco kulturą i kuchnią (słynne adżarskie chaczapuri z jajkiem). Sporo mniejszych lub większych inwestycji w mieście, to turecki kapitał: bary, restauracje, hotele.

Batumi jest na dobrej drodze. Pięknieje. Teraz potrzebuje tylko jednego – turystów!

Zobacz też artykuł: Batumi, legenda i rzeczywistość.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys.


piątek, 23 maja 2014

Cerkiew, dress code i zakaz wchodzenia z bronią

Gruzińska Cerkiew jest ortodoksyjna. W kwestiach formalnych potrafi być nieustępliwa. Dwa lata temu ostro sprzeciwiała się nowej ustawie zrównującej prawnie różne wyznania.

Flaga Gruzji (z lewej) oraz gruzińskiego Kościoła - krzyż św. Nino (z prawej).
Zasługą gruzińskiego Kościoła jest formalny zakaz pornografii – w tutejszych kioskach nie znajdziemy pisemek dla panów. Gruzja po 70 latach szykan (czasy ZSRR) przeżywa okres religijnego odrodzenia. Zaczęło się już na samym początku niepodległości. Eduard Szewardnadze, były I sekretarz partii i towarzysz Gorbaczowa od pierestrojki, zanim został prezydentem Gruzji, publicznie przyjął chrzest. Sakrament sprawował katolikos, zwierzchnik tutejszej Cerkwi.

Pozycja katolikosa jest bardzo mocna. Również w znaczeniu politycznym. Ma duży wpływ na życie społeczne. Gruzini darzą olbrzymim szacunkiem wiekowego Ilię II (Eliasz). Jest świętym za życia. Wsłuchują się w jego głos.

Regulacje dotyczące stroju w katedrze Alawerdi. Kachetia, Gruzja
W poszczególnych kościołach rządzą proboszczowie. W klasztorach ich przełożeni. Ma to spore znaczenie dla turystów. Do wielu sakralnych zabytków nie da się wejść w krótkich spodenkach. U panów wymagane są długie nogawki, u pań spódnice. Pod tym względem Gruzja jest bardzo wymagająca, bardziej niż sąsiednia Armenia. Reguły ustala kapłan zawiadujący konkretnym miejscem. Dlatego do jednego kościoła uda się wejść bez względu na strój, a w drugim nawet małe niedociągnięcie będzie przeszkodą.

Jednym z najbardziej wymagających miejsc jest katedra Alawerdi w Kachetii. Piękny, olbrzymi obiekt z XI wieku przyciąga turystów. Znajduje się na terenie klasztoru. Przeor to twardy, nieustępliwy człowiek. Ministranci pilnują wejścia na teren monastyru. Kobiety muszą mieć spódnice. Na szczęście można je tu pożyczyć. Panie przewiązują się nimi. A panowie? Tu trudniej. Kiedyś nie wpuszczono mnie, bo miałem spodnie, które odsłaniały kostki. Żadnej dyskusji. Chcesz wejść, musisz mieć długie spodnie. Oczywiście, trochę to irytuje, ale z drugiej strony trzeba przyznać, że mają prawo. To ich obiekt. Mnisi modlą się i stronią od zewnętrznego świata. W sumie, to idą nam na rękę, że w ogóle nas tu wpuszczają. Trzeba się dostosować i już!

Informacja na drzwiach kościoła Dżwari w Mcchecie

Przed wejściem do takich obiektów zobaczymy tablice informujące o regułach dotyczących stroju. I nie tylko stroju. Jedną z moich ulubionych tabliczek jest ta, którą umocowano na drzwiach do kościoła Dżwari w Mcchecie. Wspaniały zabytek z początku VII wieku! Niewielka kamienna cerkiew na planie krzyża. Malowniczo i dumnie wznosi się nad miasteczkiem. To tylko 20 km od Tbilisi, stąd sporo tu turystów. Ale i Gruzini odwiedzają Dżwari bardzo chętnie. I to chyba ze względu na nich na tabliczce przypomniano o zakazie wchodzenia do kościoła z bronią! To relikt lat 90. poprzedniego wieku. Wtedy, w okresie państwa upadłego, mężczyźni nie poruszali się bez karabinów. Dziś, na szczęście w Gruzji jest spokojnie i bezpiecznie. Z pistoletami w kieszeni wędrować nie ma potrzeby. Jest to też prawnie zakazane. Policja działa skutecznie. Po kilkunastu lat totalnej destabilizacji kraju Gruzini chętnie przyjęli nowe warunki. Zmęczeni tym co było, wybrali w końcu spokój.

Katedra Alawerdi
Ciekawe, że na obrazku zakaz dotyczy tylko mężczyzn. Taka kultura. Nikomu chyba nie przyszło do głowy, że posiadaczem rewolweru może być kobieta. Role społeczne są tu nadal dokładne rozdzielone. A największym obrońcą tradycyjnej formuły jest oczywiście gruzińska Cerkiew.


Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys.

czwartek, 22 maja 2014

Przełęcz Krzyżowa (Dżwari)

Przełęcze są ozdobą górzystego kraju. Turystyczną atrakcją. Niewielu jest wyczynowców wspinających się na szczyty. Dużo łatwiej podziwiać góry zza okien autokaru. Dla nas, zwykłych turystów to właśnie przełęcze są najwyższymi partiami kraju, które udaje się odwiedzić. Tam prowadzą drogi, tam można wjechać autem. Bywa, że są obowiązkowym punktem na trasie, bo zwyczajnie nie ma innej możliwości. By dotrzeć z jednej krainy do drugiej trzeba przekroczyć wysokie pasmo górskie. Tuneli brak, więc trzeba wspiąć się na górę, a później z przełęczy zjechać w dół. Serpentyny, strome podjazdy, kilkusetmetrowe przepaście i doliny górskich rzek. Góry w pełnej krasie. Piękne widoki.

Abano, chmury zostały w dole

W Gruzji jest sporo przełęczy. Te najładniejsze znajdują się oczywiście w paśmie Wielkiego Kaukazu, blisko granicy z Czeczenią, Dagestanem, Inguszetią i Osetią Północną. Rekord wysokości należy do przełęczy Beczo - 4012 m n.p.m.!

Lubię przełęcz Abano. Znajduje się na jedynej drodze z Kachetii do Tuszetii. Wjeżdżamy tam samochodami z napędem na cztery koła. Wąska polna ścieżka ginąca w chmurach. Przejezdna tylko latem. Trasa dla śmiałków. Miejscami koła samochodu toczą się kilkanaście centymetrów od krawędzi przepaści, a gęste chmury ograniczają widoczność. Osiągamy wysokość niemal 3 tys. metrów! Z drugiej strony Tuszetii, na granicy z Chewsuretią, droga prowadzi jeszcze wyżej – przełęcz Acunta to 3431 metrów!
Zobacz film z Tuszetii.

Ananuri na Gruzińskiej Drodze Wojennej

Wymienione wyżej miejsca to cel podróży nielicznych turystów. Mało kto tam dociera. Zupełnie inaczej jest na przełęczy Dżwari (Krzyżowej). Znajduje się blisko stołecznego Tbilisi i jest łatwo dostępna – dobra, asfaltowa nawierzchnia (położona na nowo latem 2013 roku). Przekracza się ją w trakcie jednodniowej wycieczki z Tbilisi. Jest to słynna Gruzińska Droga Wojenna. Po śniadaniu ruszamy ze stolicy. Kilka godzin jazdy, w międzyczasie zwiedzanie malowniczej twierdzy Ananuri oraz przystanek w kurorcie Gudauri (zimą dla narciarzy). Na obiad jesteśmy w Stepancminda (dawniej Kazbegi). Tu wjeżdżamy dżipami kilkaset metrów w górę do widokowego punktu przy czternastowiecznej cerkwi Cminda Sameba. Stąd pochodzą charakterystyczne, pocztówkowe zdjęcia-symbole Gruzji: kamienny kościółek na tle białych chmur i błękitnego nieba. Przy ładnej, słonecznej pogodzie, jak na dłoni widać Kazbek – drugi co do wielkości szczyt kraju (5047 m n.p.m.). Około godziny 16. ruszamy w drogę powrotną. Na kolację jesteśmy w Tbilisi. Tak, w dużym skrócie, wygląda plan tego dnia. Dla wielu turystów odwiedzających Gruzję jest to jedyne spotkanie z pasmem Wysokiego Kaukazu. No chyba, że grupa ma w programie również Swanetię i Tuszetię. Tam góry są jeszcze bardziej monumentalne.

Cminda Sameba

Na Gruzińskiej Drodze Wojennej jest jeszcze jeden charakterystyczny punkt, tuż przed przełęczą. To pomnik przyjaźni rosyjsko-gruzińskiej. Wzniesiono go u schyłku ZSRR, w 1983 roku, z okazji dwusetnej rocznicy podpisania traktatu o przyjaźni między Gruzją, a Rosją. Układ miał ratować Kartlię przed Persami, a wrzucił ją w ramiona Imperium Rosyjskiego. W 1801 roku Tbilisi stało się częścią Rosji. Pod tym względem historia tej części świata jest bardzo podobna do naszych dziejów. I podobnie jak i nam, tak i im, Moskwa stawiała „pomniki przyjaźni”. Zatrzymujemy się, oglądamy, robimy zdjęcia. To bardzo malownicze miejsce. Ale i sam pomnik jest wart uwagi. Ciekawy przykład interpretacji historii w oryginalnej konwencji artystycznej. Rotunda dekorowana mozaiką, a na niej połączenie motywów gruzińskich i rosyjskich z cytatem o przyjaźni z największego gruzińskiego poety, Szoty Rustawelego.

Pomnik przyjaźni. Przełęcz Krzyżowa w końcu kwietnia.

Przełęcz Krzyżowa (Dżwari) leży w głównym paśmie wododziałowym. Stąd rzeki płyną na południe (Aragwi, dopływ Mtkwari) lub na północ (rzeka Terek, przepływa obok Groznego). Dżwari jest najwyższym punktem na Gruzińskiej Drodze Wojennej (polskie źródła podają wysokość 2379, gruzińskie 2397 m n.p.m.). Po jej przekroczeniu trasa prowadzi w dół, szybko zjeżdżamy do miejscowości Stepancminda. Dalej jest już Rosja. Po drugiej stronie granicy Władykaukaz.

Wycieczka do Gruzji - w programie m.in. Swanetia i Gruzińska Droga Wojenna.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys.

Artykuł i zdjęcia z Tuszetii.

Informacje o Swanetii.

wtorek, 20 maja 2014

Tbilisi – Tyflis

Relacja jednego z naszych klientów. Opowiadał, że jego dziadek był na początku XX wieku żołnierzem w armii rosyjskiej. Stacjonował w Baku i w Tyflisie. Gdzie jest Baku, wnuk oczywiście wiedział, ale o Tyflisie nie słyszał. No i trudno się dziwić. Tyflis to dawna, rosyjska nazwa. Odeszła w zapomnienie. Spotkać możemy ją w dawnych książkach, pamiętnikach, wspomnieniach i na… niemieckich lotniskach. W Monachium, na tablicach odlotów, Tbilisi nadal jest Tyflisem. Przynajmniej tak było kiedy ostatnio leciałem Lufthansą do Gruzji.
Zobacz nasz film z Gruzji.

Kolejka linowa w Tbilisi. Widok na starówkę i rzekę Mtkwari

Tbilisi było Tyflisem w latach 1845 – 1936. Czego w nazewnictwie nie zmieniono wcześniej, zmienia się dziś. Niepodległa Gruzja wycofała nazwy wprowadzone w czasach rosyjskiej okupacji, przywracając wcześniejsze, gruzińskie. I tak, główna rzeka kraju, przepływająca przez Tbilisi przestała być Kurą, a stała się rzeką Mtkwari.

Łaźnie, czyli Carskie Banie

Nazwa miasta pochodzi od gruzińskiego słowa „tbili” (თბილი), co znaczy „ciepły”. Tbilisi moglibyśmy przetłumaczyć jako "Cieplice". W ten sposób uhonorowano tutejsze gorące siarkowe źródła. To właśnie ze względu na nie, jeden z władców Gruzji już w V wieku miał wybudować tu swój pałac. Tradycje przetrwały do dziś. W centrum starówki zachowały się łaźnie. Kiedyś pełniły ważną rolę społeczną (przyszłe teściowe oceniały w nich kandydatki na żony swoich ukochanych synów). A w tragicznych dla Gruzji latach 90. XX wieku, kiedy nawet w stolicy były problemy z dostawami prądu i wody, korzystano z nich jak przed stuleciami,  w podstawowych higienicznych celach. Dziś, odrestaurowane i otoczone sympatycznymi kafejkami, są jedną z turystycznych atrakcji. Charakterystyczne ceglane kopułki pojawiają się na wielu fotografiach. Zobacz też artykuł o najbarwniejszym święcie gruzińskiej stolicy: Tbilisoba.

Mostek pokoju. Architektura XXI wieku wkomponowana pomiędzy zabytki

Jak wszystko na Wschodzi Tyflis jest stary.

- Tak prawie sto lat temu pisał Mieczysław Lepecki. Jak bardzo stary? Dokładnie trudno powiedzieć. Ludzie żyli tu bardzo dawno. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że kilkadziesiąt kilometrów od stolicy Gruzji znalezione zostały skamieniałe szczątki człowiekowatych liczące sobie 1,8 mln lat (człowiek gruziński), to mogłoby nam wyjść, że jest to kolebka ludzkości na kontynencie europejskim.

Archeologiczne ślady zamieszkałej osady mamy z pierwszego tysiąclecia przed naszą erą. Miasto Tbilisi widnieje na rzymskiej mapie z IV wieku.

Cerkiew Metechi (XIII wiek) i pomnik Wachtanga Gargasala

Na przełomie V i VI wieku król wschodniej Gruzji, Wachtang Gargasal rozpoczął proces przenoszenia stolicy kraju z Mcchety do Tbilisi. Pomnik Wachtanga zobaczy każdy turysta odwiedzający miasto. Rycerz na koniu obok cerkwi Metechi jest jednym z bardziej charakterystycznych obrazów-symboli miasta.

Krzywa wieża w Tbilisi
Zanim przyjechałem tu pierwszy raz przeczytałem Kapuścińskiego. W napisanej kilkadziesiąt lat temu książce „Kirgis schodzi z konia” mistrz reportażu opisał dwie ulice Tbilisi. Wystrugane z drewna. Arcydzieło architektury początków XX wieku. Szukałem ich już pierwszego dnia. Znalazłem i zostałem na długie godziny. Zobacz: Gruzja i Armenia wg Kapuścińskiego.

Tuż obok głównej ulicy miasta znajdują się takie klimatyczne miejsca

To cała dzielnica pomiędzy aleją Rustawelego, a górą Mtacminda. Ganki, tarasy, schody, balustrady, pergole… Urokliwe podwórka. I choć to wszystko jest niemiłosiernie nadgryzione przez czas i lata komunistycznej własności, to nadal jest piękne. Lubię takie miejsca. Jeszcze przed remontem, przed restauracją. Mają swój urok, duszę. Jak już wszystko odnowią i zrobią drugi Paryż, to będzie ślicznie, kolorowo i jak z albumu. Ale jakoś mniej prawdziwie.

Balkony starego Tbilisi

Ostatnio rzadko tam zaglądam. Nie starcza czasu. Każdego roku przylatuję do Tbilisi wiele razy. Prawie zawsze z grupą turystów. Pokazujemy im rewelacyjne zabytki. Idziemy naszą stałą trasą. Pierwsze miejsce ma bazylika Anczischati – niewielki kościółek z przełomu V i VI wieku! W Muzeum Narodowym oglądamy słynne złoto Kolchidy. Podziwiamy bardzo intrygującą nowoczesną architekturę stolicy. Wjeżdżamy do zamku Narikala kolejką linową – fruniemy nad starówką, jakie piękne widoki! Delektujemy się gruzińską kuchnią i tradycyjnymi winami – koniecznie podawanymi w dzbanach (te w butelkach są mniej atrakcyjne). Tańczymy razem z Gruzinami. Jedziemy też do pobliskiej Mcchety (VII – XII wiek). Jak znaleźć jeszcze czas na włóczenie się po zaułkach? Kosztem innych regionów? Są również bardzo atrakcyjne. A może nawet bardziej. Jedziemy więc dalej. Do Tbilisi może kiedyś wrócimy.


Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys.

Blog poświęcony Gruzji i Armenii.